ks. Albert Willimsky

ks. prob. ALBERT WILLIMSKY, męczennik nazizmu
ur. 28. 12. 1890, Oberglogau

święcenia kapłańskie 22.06.1919, Breslau
+ 22. 02. 1940, KZ Sachsenhausen

49-letni duszpasterz kuracji św. Piotra i Pawła w Szczecinie-Podjuchach, Albert Willimsky był pierwszym kapłanem diecezji Berlińskiej, który zginął w nazistowskim obozie koncentracyjnym. Pod datą 28.02.1940 biskup Berlina Konrad Graf von Preysing obwieścił swoim duchownym: „Zgodnie z nadesłaną do kuracji Podjuchy na Pomorzu informacją telegraficzną od zarządu obozu koncentracyjnego Sachsenhausen, 22 lutego 1940 r. zmarł w tym obozie na zapalenie płuc ks. Albert Willimsky (…). Moje starania u tajnej policji państwowej, aby otrzymać jego ciało dla chrześcijańskiego pochówku okazały się bezskuteczne. Złożone w tej sprawie podanie zostało tam odrzucone z uwagi na panującą szczególną sytuację”.

W Sachsenhausen, gdzie w pierwszym miesiącach owego roku tysiące ludzi zmarło z głodu, zimna i na skutek znęcania się nad nimi,  ks. Albert Willimsky męczył się tylko przez trzy tygodnie. 1.02.1940 r. został on przewieziony po wielomiesięcznym więzieniu w Szczecinie do obozu koncentracyjnego. Co do jego „przestępczej działalności” Gestapo nie miało żadnych wątpliwości. 9.01.1940 r. berlińska centrala Gestapo potwierdziła względem niego na „nakazie aresztowania”, że „nie bacząc na wcześniejsze ukaranie za przestępstwa przeciwko prawu o zdradzie ojczyzny, podejmowane były przez niego nadal judzące i pełne nienawiści wystąpienia mające na celu poderwanie solidarności i woli obrony narodu niemieckiego”.

Materiał archiwalny, który zgromadziły przeciwko ks. Albertowi Willimskyemu Gestapo, ministerstwo kościołów Rzeszy, ministerstwo propagandy i inne placówki nazistowskie został jak dotąd tylko w niewielkim stopniu odnaleziony. Osobiste dokumenty albo zapiski proboszcza nie istnieją: to co pozostawiło Gestapo po ostatniej rewizji pod koniec października 1939 r. nie przetrwało wydarzeń wojennych w Szczecinie. Tyle jednak jest jasne z dostępnych nam fragmentów: przez pięć lat, odkąd ks. Albert Willimsky rozdrażnił nazistów na wiosnę 1935 r. swoim wykładem o „Micie XX wieku” autorstwa Rosenberga, był on „więźniem Gestapo” (Kempner).

Mała wspólnota katolicka Friesack w Marchii Brandenburg z jej poświęconą w 1879 r. kaplicą różańcową nie była pierwszym doświadczeniem diaspory dla ks. Willimskyego. Jak wielu kapłanów berlińskich jego pokolenia  pochodził on z wrocławskiej diecezji-matki. Urodził się w Głogówku i po maturze podjął studia teologiczne we Wrocławiu. Podczas pierwszej wojny światowej był sanitariuszem i radiotelegrafistą na froncie. Dopiero po zakończeniu wojny 22.06.1919 r. mógł przyjąć we Wrocławiu święcenia kapłańskie. Potem były pierwsze lata wikariatu w górnośląskim Bytomiu, aż do 1922 r., kiedy znalazł się w ówczesnej Delegaturze: jako wikary w wielkomiejskiej parafii Najśw. Maryi Panny w dzisiejszym Berlinie-Kreuzbergu, który w tamtych czasach nazywany był według berlińskich urzędów pocztowych tzw. Okręgiem SO 36. Już w 1924 r. udał się do diaspory na Pomorzu, jako pierwszy duszpasterz nowo ustanowionej kuracji w Barth nad Morzem Bałtyckim. W tym czasie Barth „liczyło 200 do 300 katolików, zaś w nieco większym okręgu było ich 1500 do 2000, z czego większość była oczywiście nie mieszkającymi tu na stałe (tzn. polskimi) robotnikami wędrownymi” (Jablonski).  Pochodząca z tamtego czasu relacja zauważa, że ks. Willimsky odprawił swoją pierwszą Mszę św. 19.11.1924 r.: „15 osób przyjęło sakramenty święte, 1 dziecko zostało ochrzczone (…)”. Brakowało w tej parafii dosłownie wszystkiego; nie miał do dyspozycji nawet roweru. Swoją szczególną troską otaczał dzieci, które pomimo rozproszenia diaspory, w której wzrastały, chciały doświadczać przeżycia wiary. Na jego prośbę dzieci z Barth – a potem także z Friesack – na czas przygotowania do sakramentu pokuty i do pierwszej Komunii św. były przyjmowane do katolickich rodzin na zachodzie i południu Niemiec. Udawał się tam, jak również do swojej śląskiej ojczyzny w „podróżach żebraczych”, aby w tych trudnych latach kryzysu gospodarczego zbierać pieniądze na to, co najniezbędniejsze, przede wszystkim jednak na budowę skromnego domu Bożego.

Pół roku przed poświęceniem „swojego” kościoła pod wezwaniem „Najśw. Maryi Panny Pocieszycielki Strapionych” został on w grudniu 1926 r. przeniesiony do Fiesack, podobnie ubogiej wspólnoty żyjącej w diasporze, która zaledwie od 1925 r. miała własnego duszpasterza. Znowu stał on przed wyzwaniem , by obok swojej duszpasterskiej posługi troszczyć się o „zewnętrzną” budowę. Warunki mieszkalne w Fiesack przedstawia ks. Willimsky następująco: „Mury zewnętrzne domku, w którym mieszka ksiądz zatopione są w grząskiej, miękkiej ziemi, podczas gdy środek pozostaje niewzruszony, tak, że jest rzeczą niezwykle trudną ustawić właściwie meble”. Znów udał się na żebranie. Udało mu się zbudować małą plebanię. Nie udało mu się jednak zrealizować planu budowy kościoła zamiast stojącej na bagnistym podłożu kaplicy.

Ks. Willimsky uważał za swoje duszpasterskie zadanie , aby w przepowiadaniu, nauczaniu religii i katechezie dorosłych zwrócić uwagę na duchową sytuację tamtych czasów, przede wszystkim jednak na roszczenia światopoglądowe reżimu narodowosocjalistycznego. W ten sposób szybko zwrócił na siebie uwagę zwolenników nowego państwa. Nie było w tym nic dziwnego, że wdał się w konfrontację z głównym dziełem naczelnego ideologa nazistowskiego Alfreda Rosenberga, który uważał swój „Mit XX wieku” za fundamentalny przyczynek do światopoglądu narodowosocjalistycznego. Niemało było takich księży w Niemczech, którzy podjęli się pracy wyjaśniającej wobec tego nowopogońskiego eposu. Sam Hitler określił co prawda „Mit” jako „dzieło prywatne”, niemniej jednak mianował jego autora na początku 1934 r. „pełnomocnikiem Führera dla nadzoru całości duchowego i światopoglądowego kształcenia i wychowania NSDAP”. Obok „Mein Kampf” Hitlera „Mit” należał do standardowych dzieł w „walce światopoglądowej” nazistów. W lutym 1934 r. książka ta została umieszczona przez Kościół katolicki na indeksie z powodu jej otwartego wrogiego nastawienia wobec chrześcijaństwa i Kościoła. Opracowane przez znamienitych teologów „Studia nad Mitem (…)”, które – choć z dużymi trudnościami – mogły jeszcze ukazać się drukiem – były rozpowszechnione także w diecezji Berlin.  Wykład ks. Willimskyego z jasnym ustosunkowaniem się do tez Rosenberga doprowadził do wygnania: w przeciągu 24 godzin musiał on w marcu 1935 r. opuścić miejscowość. Nieznana jest dokładna data; według dokumentów kościelnych zapisano pod datą 4.04.1935, że ks. Willimsky zamienił swój obszar działania z proboszczem parafii Najśw. Maryi Panny w Gransee, ten natomiast w miejsce wygnanego współbrata przybył do Friesack. Po raz pierwszy takie sankcje ze strony reżimu dotknęły kapłana diecezji Berlin.

W Gransee wszczęto niedługo potem śledztwo przeciwko niemu z powodu częstego wśród katolickich duchownych rzekomego „przestępstwa przeciwko prawu o flagach Rzeszy”. Kolejne postępowanie karne zostało rozpoczęte jesienią 1936 r.: na początku września chłopcy z leżącego na terenie parafii „rocznego obozu wiejskiego” opowiedzieli o wypowiedział ks. Willimskyego na temat prześladowania Kościoła w Niemczech. Szczególnie negatywnie  wyrażał się proboszcz przeciwko publikacjom zamieszczonym w rozpowszechnianym szeroko w wysokim nakładzie piśmie „Pfaffenspiegel”, organowi SS „Das Schwarze Korps” jak również przeciwko prowadzonym jako kampania przeciwko katolickim kapłanom i osobom zakonnym procesom obyczajowym. Jak wielkie działanie miała propaganda nazistowska właśnie w tym małomiasteczkowym środowisku , w którym katolicki kapłan uważany zresztą był za obce ciało, odczuł ks. Willimsky na własnej skórze. Przez całe tygodnie narażony był w Gransee na prawdziwy terror telefoniczny. Śledztwo przeciwko niemu zostało umorzone pod koniec kwietnia 1937 r., ponieważ chłopcy podczas kolejnego przesłuchania „znacząco osłabili” swoje zeznania, tak, że postępowanie  z powodu „przestępstwa przeciwko prawu o zdradzie ojczyzny” nie zanosiło się na sukces, podobnie jak  oskarżenie głównego redaktora pisma „Das Schwarze Korps”.

Kilka tygodni później ks. Willimsky został ponownie zadenuncjowany: ogrodnik i podoficer SA z jednej z wiosek leżących w obrębie parafii zameldował w ministerstwie propagandy Rzeszy, że proboszcz wyraża się negatywnie podczas lekcji religii o propagandzie narodowosocjalistycznej wymierzonej przeciwko Kościołowi, posądza gazety i radio o kłamstwo . Ile razy w sprawie tego i innych zarzutów ks. Willimsky był przesłuchiwany, nie wiadomo. Wielokrotnie pytało ministerium Goebbelsa w ministerstwie kościelnym Rzeszy o stan śledztwa. Również to postępowanie zostało jednak pod koniec 1938 r. umorzone. Ale jego „konto” w Gestapo niebezpiecznie urosło. We wrześniu 1938 r. pojawiło się kolejne oskarżenie: 24-letnia mieszkanka Poczdamu, członkini NSDAP oskarżyła go o to, że podczas rozmowy w pociągu pomiędzy Oranienburgiem a Gransee miał się negatywnie wyrażać o Hitlerze i Goebbelsie. Ponadto miał ze wzburzeniem opowiadać o wydarzeniach w Würtemberdze. W tym mieście pod koniec sierpnia 1938 r., po trwającej miesiące oszczerczej kampanii wyrzucono ze swojej diecezji biskupa Rottenburga Johannesa Baptistę Sprolla. Ks. Willimsky podczas swojego przesłuchania zeznał do protokołu, że bezpośrednio przed tą zadenuncjowaną rozmową w ową środę 14.09 uczestniczył w konferencji z biskupem Berlina, gdzie został poinformowany o wydarzeniach w Rottenburgu. Przedmiotem tej konferencji miały być także aktualne wrogie Kościołowi przedsięwzięcia we własnej diecezji: w poprzedni weekend ostatecznie zakazano, po częstych konfiskatach pojedynczych wydań, druku berlińskiej gazety kościelnej.

Z powodu tego oskarżenia ks. Willimsky został 1.10.1938 r. aresztowany przez Gestapo na plebanii w Gransee. Siedem miesięcy spędził w poczdamskim areszcie śledczym w pojedynczej celi „z powodu uzasadnionego podejrzenia o popełnieniu przestępstwa przeciwko prawu o zdradzie ojczyzny”. Zanim odbył się proces, został on zwolniony 1.05.1939 r. z aresztu śledczego, ale natychmiast ponownie aresztowany przez Gestapo. Po zażaleniu złożonym u szefa poczdamskiej policji niecałe dwa tygodnie później znów znalazł się na wolności. W nadziei, że usunie go z „linii ognia” poczdamskiej placówki Gestapo, biskup przeniósł ks. Willimskyego  daleko na północ diecezji; 19.07.1939 r. został on duszpasterzem w Szczecinie-Podjuchach. Dwa tygodnie później odbył się przed Sądem Specjalnym II w berlińskim sądzie krajowym proces z powodu wypowiedzi w pociągu. Wyrok „podlegający pod §2 przestępstwa przeciwko prawu o zdradzie ojczyzny” brzmiał: 6 miesięcy więzienia, które już zostały odbyte w areszcie śledczym. W uzasadnieniu wyroku czytamy m.in. „Sąd uważa oskarżonego na podstawie zeznań świadka pani S (…) za winnego. Jego wypowiedzi przedstawiają się jako  złośliwe, pełne nienawiści uwagi o polityce rządu Rzeszy i o SS. Z powodu ich rozmiarów mogą się one przyczynić także do podkopania zaufania ludu do kierownictwa politycznego”. Sąd uznał na korzyść oskarżonego założenie, że „swoje poglądy przejął od przełożonych. Pełen uprzedzeń w wyniku swojego jednostronnego katolickiego nastawienia nie był on w stanie zachować zdrowego i rozsądnego spojrzenia na posunięcia rządu Rzeszy”.

W Szczecinie dane było ks. Willimskyemu być tylko krótko czynnym duszpastersko. Krótko po niemieckiej agresji na Polskę został on po raz kolejny zadenuncjowany: W trakcie rozmowy w jednym ze szczecińskich sklepów sprzedawca oburzał się na rzekome okrucieństwa Polaków; ks. Willimsky odpowiedział wskazując na rozpowszechniane przez media nazistowskie kłamstwa. Aby sprowokować wypowiedzi rozpoznawalnego po swoim stroju kapłana, 36-letni sprzedawca przedstawił się niezgodnie z prawdą jako katolik, a niezwłocznie po tym doniósł na niego. W dniu 31.10. ks. Willimsky został wezwany przez Gestapo, gdzie z powodu „defetystycznych wypowiedzi” został on aresztowany. Podczas przesłuchania trwał przy swoich wypowiedziach o zakłamaniu propagandy nazistowskiej i wymienił przykłady tego. Protokół przesłuchania kończy się stwierdzeniem: „Z tych wszystkich powodów nie zmienię w przyszłości moich poglądów i będę o nich zawsze mówił tam, gdzie ze względów duszpasterskich uznam to za konieczne. Albert Willimsky, proboszcz”. Nie zadano sobie nawet trudu wytoczenia mu procesu. Pod datą 21.11.1939 r. główny urząd bezpieczeństwa Rzeszy powiadomił szczecińską jednostkę policji państwowej: „Zamierza się odtąd użyć szczególne środki zapobiegawcze wobec proboszcza Willimskyego”.

W areszcie policyjnym w Szczecinie musiał on spędzić kolejne miesiące w odosobnieniu. Nawet na Boże Narodzenie nie pozwolono mu odprawić Mszy św. 25.01.1940 r. musiał podpisać potwierdzenie otrzymania nakazu aresztowania z 9.01. W tym samym dniu napisał do swojej gospodyni: „Dzisiaj zostałem zbadany przez lekarza, a co to oznacza chyba może Pani się domyślać. Nie liczę zatem na wypuszczenie mnie na wolność”. Pomimo tego jednak: „mimo wszystko ani na chwilę nie utraciłem ufności pokładanej w Bogu”. Pozdrowieniami skierowanymi do wspólnoty parafialnej pożegnał się z nią. List ten nie dotarł jednak nigdy do adresatki. „Nie nadaje się do wysłania”, zaznaczył na nim cenzor więzienny. Trzy dni później poinformowała placówka Gestapo w Szczecinie komendanturę obozu koncentracyjnego w Schasenhausen następującą o nowym więźniu: „Willimskyego (…) należy uznać za zaślepionego i niepoprawnego podżegacza, który używa swojej wolności tylko po to, aby uprawiać swoją rozbijającą naród działalność”. Wyrok śmierci na ks. Willimskyego został wydany.

Ursula Pruss

Tłum. ks. dr Joachim Kobienia